"Dziadek do orzechów i Król Myszy" w choreogr. Toera van Schayka i Wayne'a Eaglinga w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej Warszawie. Pisze Dorota Kozińska w Ruchu Muzycznym.
Zanim rozprawię się z najnowszym warszawskim przedstawieniem Dziadka do orzechów, które zamiast dać pole do popisu młodym zdolnym choreografom albo - przeciwnie - odtworzyć pieczołowicie którąś z dawnych wersji baletu, okazało się kolejnym bezmyślnym przeniesieniem inscenizacji z Holandii, zadam fundamentalne pytanie. Dla kogo jest ta baśń? Dla małych dzieci, których uwagę trzeba jakoś skupić przez półtorej godziny spektaklu? Jeśli tak, narracja musi być w miarę spójna, a rodzice nie powinni tłumaczyć pociechom o co tam w ogóle chodzi. Dla nieco starszej, oczytanej młodzieży, która słyszała przynajmniej piąte przez dziesiąte o powieści E.T.A. Hoffmana? W takim razie nie należy wprowadzać nowych wątków, bo Aleksander Dumas i tak dość namącił w swojej adaptacji, a Petipa ze Wsiewołożskim też dołożyli swoje trzy grosze. Dla dorosłych, którzy oczekują przede wszystkim pięknie granej muzyki i jeszcze piękniej realizowanych partii tanec