ŚMIECH ZA WSZELKA CENĘ... Zabierając głos w dyskusji nad "Księżniczką Turandot" czynię to pod warunkiem, że moje może nieco dziwne rozumowanie i wymagania w stosunku do teatru zostaną mi wybaczone. W swojej wypowiedzi chcę jedynie napisać prosto o tym, co mi się podobało, a co nie i dlaczego. Zacznę może od tego, co mi się nie podobało. A więc przede wszystkim przesadna "jarmarczność", rażąca i nie pasująca do niektórych scen, co powoduje zatracenie prawdy wielkiej miłości Kalafa do księżniczki. I tak mimo świetnej kreacji Pyrkosza w miłość tę uwierzyć nie mogłem, chyba że w bajce-grotesce "prawdy" nie należy się dopatrywać. Nie podobał mi się również nacisk położony na wywołanie śmiechu publiczności za wszelką cenę. Mam na myśli grę Przybylskiego, który przy pomocy przesadnego i spłyconego komizmu właśnie nacisk taki stosował. Pisząc to, przypominają mi się słowa Hamleta do aktorów: "...tym zaś jak najsurowiej zaka�
Tytuł oryginalny
Dyskutujemy nad "Księżniczkę Turandot"
Źródło:
Materiał nadesłany