Półcienie, półsłówka, półtony, finezyjna gra pomiędzy dwojgiem, flirt, namiętność drapieżna, ale zawsze niespełniona, bo uczucia zaspokojone gasną. To jest temat, który zajmował rokokową literaturę komediową Francji, a od nazwiska Mariveaux, najzręczniejszego pióra tamtych lat, taki styl zyskał sobie określenie "mariveaudage". Nad Sekwaną tego typu komedyjek salonowych powstały tony, zawsze była to literatura wdzięczna acz nie pierwszego lotu. Tak też sytuują się jednoaktówki, na modłę paryską zebrane w jeden wieczór przez Romualda Szejda w jego teatrze Prezentacje. Najpierw Crebillon, syn sławnego ojca, dramatopisarza Prospera, bon vivant sprzed 2 stuleci. Potem Jules Renard, literacki rówieśnik Rostanda, Claudela, Alfreda Jarry. A obaj o tym samym - o tyranii uczuć, intelektualnej grze, która może stać się urodą życia, a nawet erotyczną rozkoszą. Cóż za pyszna pointa do naszego "fin de siecle'u", noszącego na sztandarach uczuć roma
Tytuł oryginalny
Dyskretny urok Francuzów
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Codzienne nr 84