Kiedy kolejno obejrzy się kilka przedstawień w różnych teatrach warszawskich, bierze ochota, żeby znaleźć coś, co je ze sobą łączy, jakieś znamię stylu, ogólnej tendencji. Żeby można było powiedzieć/, to właśnie dominuje na scenach roku 1985. Ale czy takie zastanowienie się ma sens? W Rozmaitościach Na czworakach Różewicza, w Nowym Rzeźnia Mrożka. Od prapremier obu sztuk w Teatrze Dramatycznym (był kiedyś taki, znakomity teatr) minęło - od pierwszej - trzynaście, od drugiej - dziesięć lat. Widocznie tyle czasu musiało upłynąć, żeby po pamiętnych inscenizacjach Jarockiego, młodsi reżyserzy odważyli się zabrać do tych tekstów. Może przyszedł moment, w którym następuje ponowne odkrywanie sztuk należących do głównego kanonu dramaturgii lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Czy chodzi o to, że w dramaturgii z tamtych lat znaleźć można coś, co teraz wydaje się aktualne, ważne, potrzebne. A może po prostu posucha, dobiegaj
Tytuł oryginalny
Dyskretny urok dekadencji
Źródło:
Materiał nadesłany
Literatura nr 10