Wszystko przez Oberona. Ma on emocjonalną sprawę z Tytanią, która właśnie upatrzyła sobie młodziutkiego chłopca. Oberon dorabia do zazdrości ideologię. Z namaszczeniem i patosem z innej zgoła sztuki recytuje na początku przedstawienia i parę razy później również wiersz Zbigniewa Herberta o cudzie lasu. Arkadii leśnej jednak nie ma. Jest dyskoteka w krzakach.
Oberon w interpretacji Artura Steranko przypomina przywódcę dyskotekowej bandy. Długi, skórzany płaszcz, buty militarne. Również Puk (Stanisław Krauze), którym Oberon się wyręcza nie przypomina leśnego psotnika z innej epoki. Jest dyskotekowym chłopakiem w swetrze. Uciekają do lasu i wciągają tam innych, ale zamiast arkadii mamy zgiełk młodzieżowej zabawy. Scenograf Bogusław Cichocki wyciął sporo gałęzi, żeby zawiesić je nad sceną i stworzyć mroczny nastrój. Pierwsze kroki reżysera Jacka Andruckiego i jego współpracowników (choreografia Przemysław Śliwa, muzyka Bolesław Rawski) wskazały dalszy ciąg postępowania. Miłosne zamiary i zauroczenia mają wymiar współczesny, młodzieżowy. Szybko, bez hamulców, głośno, rytmicznie. Dwie piękne i młode, czyli Hermia (Janina Szczerbowska) i Helena (Alicja Szymankiewicz) wpadają w konwencję. Ich kłótnia i bijatyka na leżąco nie śniła się chyba Szekspirowi, natomiast pasuje jak ulał do