Dobrze to już było! Najlepszy okres polski teatr przeżywał w latach 60. i 70. Tak jasno wytyczonej drogi, jaką mieli Janusz Warmiński, Erwin Axer, Zygmunt Hübner i Kazimierz Dejmek, ich następcy już nie mają. Jesteśmy uwikłani w problemy komercji, frekwencji i kasy. Mimo to - lepiej czy gorzej - staram się bronić teatru artystycznego, zespołowego - mówi Piotr Cieślak, reżyser, dyrektor Teatru Dramatycznego w Warszawie w Rzeczpospolitej.
Rz: W sobotę premiera "Sióstr" Per Olava Enquista. Dlaczego niewolał pan pierwowzoru, czyli "Trzech sióstr" Czechowa? Piotr Cieślak: Bo od czasu interpretacji Konstantego Stanisławskiego Czechow obrósł czułostkowością, a widzowie muszą jego bohaterów kochać za ich wrażliwość. Tymczasem Enquist patrzy na postaci chłodnym okiem i pyta, jaką sobie wyrządziły krzywdę, że ich życie jest tak zapętlone. Pokazuje, że by pojąć swoje postępowanie, tak jak w psychodramie czy rekonstrukcji zbrodni, trzeba jeszcze raz wejść w dawną rolę: do zrozumienia życia potrzebny jest teatr. Daje to niepowtarzalną okazję do gry trzem dojrzałym aktorkom - Joannie Szczepkowskiej i Katarzynie Figurze, które od tego sezonu są w zespole Dramatycznego, oraz Jadwidze Jankowskiej-Cieślak. To kolejne gwiazdy w teatrze. Na jego afiszu są spektakle Lupy, Glińskiej, były - Warlikowskiego i Jarzyny. Ma pan dylemat: ja czy inni? - Uważam się za ucznia Zygmunta Hübnera, który