Trwają dyskusje nad przyszłością Wrocławskiego Teatru Pantomimy. Kto mógłby nim pokierować?
Poprzeczka wywindowana jest ponad miarę wysoko. Ustawił ją Henryk Tomaszewski, światowej miary mim, choreograf, twórca i animator Wrocławskiego Teatru Pantomimy. Teatru ze wszech miar autorskiego. Żeby go przeskoczyć, trzeba być choćby o milimetr większym geniuszem. Nikt się specjalnie nie musi natężać ani też być znawcą tego gatunku, by się orientować, iż człowieka spełniającego ten jeden warunek nie ma w tej chwili na świecie. Może się zjawi za pięćdziesiąt albo sto lat - pisze Krzysztof Kucharski w Słowie Polskim Gazecie Wrocławskiej.
Dotychczasowy szef wrocławskich mimów, Aleksander Sobiszewski, w maju złożył wymówienie. Tydzień temu mieliśmy się dowiedzieć, kto będzie jego następcą. Ale konkursu nie rozstrzygnięto. Bo właściwie nie o dyrektora tu chodzi, ale o wodza, przewodnika stada artystów, który przeprowadziłby je przez morze tandety i razem z nimi rzucił świat na kolana. Po raz trzeci trwają tak samo mizerne jak poprzednio poszukiwania następcy Tomaszewskiego. Nie Elżbiety Czerczuk, nie Aleksandra Sobiszewskiego, którzy tym teatrem dyrektorowali po śmierci Mistrza od roku 2001. Oczywiście zgodnie z przepisami toczą się rozliczne konkursy, które, jak uczy życie, twórczego artysty nie wyłonią. Najwyżej takiego, który chce być dyrektorem i to mu wystarczy. Kto ma poszukać więc tego jedynego, który by porwał artystów ledwo egzystujących przy ul. Dębowej 16? Czy dyrektor marszałkowskiego wydziału kultury, Jacek Gawroński, jest tym człowiekiem, co owego ge