"Bezimienne dzieło" w reż. Jana Englerta w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Joanna Tomaszewska w Teatrze.
Spektakl Jana Englerta skrzy się od błyskotliwych pomysłów inscenizacyjnych i sytuacyjnych, ale w pamięci pozostaje głównie pierwszy akt, potem akcja traci tempo i rytm. Granice przestrzeni sceny zaciera sztuczny dym. Wygląda jak mgła, wypełniająca nocą ciemne przedmieście. Z tej mgły powoli wyłania się czarny kontur postaci oświetlonej od tyłu i z góry, jakby bladym światłem latarni. Pierwsza scena przypomina kadr wyjęty z filmu "noir". Typowo filmowym chwytem jest sugestywna muzyka (wyrazisty i niepokojący utwór "The Garden" grupy Einstürzende Neubauten), która buduje napięcie i atmosferę tajemnicy. Elektroniczne pikanie w rytmie bicia serca i zgrzytliwe dźwięki instrumentów strunowych sugerują zbliżające się niebezpieczeństwo. Większość utworów składających się na ścieżkę dźwiękową spektaklu to kompozycje już wcześniej wykorzystywane w filmach ("Kurayamino Variation" Roba Dougana: "Matrix", "Blade: Mroczna trójca") lub przynajm