Fredro uznany jest oficjalnie za najwybitniejszego komediopisarza polskiego, jednak wydaje się, że jego błyskotliwość i dowcip nie są powszechnie doceniane. A "Dyliżans", który mieliśmy wczoraj okazję obejrzeć, znakomicie prezentował mistrzowski warsztat i ogromne poczucie humoru autora. Zabawna historyjka została ponadto zgrabnie zrealizowana. Aktorzy stworzyli szereg śmiesznych i różnorodnych karykatur: szczególnie mogli się podobać R. Hanin, B. Pawlik i W. Malajkat (efektownie rozpoczynający karierę w filmie, telewizji, a przede wszystkim na warszawskiej scenie). Reżyser J. Wróblewski zadbał o wartkie tempo podnoszące temperaturę... i atrakcyjność spektaklu. Szkoda tylko, że nie wykazał dostatecznej staranności. Raziły luki w zakomponowaniu kadru, w oświetleniu, w detalach scenograficznych, a nawet - co najbardziej denerwujące - w kwestiach aktorów, którzy przejęzyczali się stanowczo zbyt często. Skoro się spektakl nagrywa, można chyba tego t
Tytuł oryginalny
Dyliżans
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Krakowa, nr 91