"Ich czworo" w reż. Jerzego Stuhra w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
Dobra wiadomość jest taka, że Jerzy Stuhr już w pełni odzyskał siły po ciężkiej chorobie. Zła zaś taka, że jednocześnie nie odzyskał poczucia humoru i dystansu do siebie. Moralistą i samozwańczym nauczycielem jest od jakiegoś czasu w kręconych przez siebie filmach, w wywiadach, a teraz także na scenie. W "Ich czworo" wkracza na scenę przed rozpoczęciem spektaklu i po jego zakończeniu, by ochronić widzów przed jakąś nieopatrzną własną interpretacją przedstawienia. Niepotrzebnie. Jedyna słuszna i tak bije z każdej sceny spektaklu i brzmi: ofiarami rozpadu małżeństw są dzieci. Stuhr gra safandułowatego profesora męczącego się w nieudanym małżeństwie z niezbyt mądrą, lecz sprytną żonką, graną nieco przesadnie, ale i uroczo przez Sonię Bohosiewicz. Małżonkowie zadręczają siebie nawzajem i małoletnią córkę, ale związek się rozpada dopiero, gdy mąż odkrywa romans żony z niebieskim ptakiem (zabawny Tomasz Kot). Sztuka Zapolskie