"Dybuka" z "Dziadami" zestawiał Adolf Rudnicki, widząc w tych arcydziełach wnikliwe portrety obydwu narodów. Aliści tak jak "Dziady" są trudno zrozumiałe poza polskim kręgiem kulturowym, tak i "Dybuk" może zdać się postronnemu odbiorcy utworem hermetycznym, egzotycznym, ba, niezamierzenie śmiesznym. Agnieszka Holland, realizując w Teatrze TV dramat Szymona An-Skiego, szczęśliwie ani nie przestraszyła się owej egzotyki, ani nie sprowadziła jej w rejony sentymentów "Skrzypka na dachu". Zapłaciła za to sporą cenę: w świat miropolskich chasydów wchodzi się u niej opornie, z poczuciem obcości i dystansu. Trzeba - przynajmniej z początku - dobrej woli, by wedrzeć się w ten rządzący się własnymi prawami świat, odczuć wagę i żarliwość duchowych przeżyć jego mieszkańców. Tylko one bowiem sankcjonują na poły mistyczną, na poły naiwną opowieść o obcowaniu zmarłych z żywymi, o niezatartych urazach i miłosnych uniesieniach przekraczających pró
Tytuł oryginalny
Dybuk jak Dziady
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 48