"Dybuk czyli demon z Marianpola" w reż. Janusza Wiśniewskiego w Teatrze Powszechnym w Radomiu. Pisze Tomasz Miłkowski w Przegladzie.
Najpierw bucha i szybko gaśnie płomień, potem sypie się cynfoliowy deszcz. Jesteśmy w Kotłowni (to najmłodsza scena radomskiego teatru), a z kotłowni do piekła i diabelskich sztuczek blisko. Tak jak jarmarcznemu z upodobań teatrowi autorskiemu Janusza Wiśniewskiego. W sztuce An-skiego tragicznie zmarły ukochany Lei nawiedza jej ciało jako dybuk. U Wiśniewskiego egzorcyści wykrywają w ciele dziewczyny jeszcze pięć innych dybuków - to osobowość mnoga Sylvii von Harden, niemieckiej feministki, którą w latach 20. sportretował Otto Dix. Teraz ikona feminizmu w pięciu postaciach, a niemal wszystkie odziane zostały w krótkie sukienki w czarno-czerwoną kratę jak na obrazie Diksa, z męskimi fryzurami i krwiscie wymalowanymi ustami, zderza się ze światem chasydów. Grupa Sylvii defiluje prowokacyjnie przez scenę, by zasiąść na krzesełkach i po każdej z tych defilad ujawniać wnętrze - kobiety tęskniącej za miłością, odrzuconej, sponiewieranej, opowiada