- Od dwudziestu kilku lat jestem niepijącym alkoholikiem. Ponieważ sam nadużywałem alkoholu, historia opowiedziana w "Aniele" jest mi szczególnie bliska - Lech Dyblik wystąpił w nowym filmie Wojciecha Smarzowskiego "Pod Mocnym Aniołem". Artysta, którego wielu zna z twarzy, ale nie z nazwiska, opowiada o swojej karierze i niebanalnym życiu.
Andrzej Grabarczuk i Tomasz Barański: Kim jest bohater, którego zagrał pan w "Pod Mocnym Aniołem"? Lech Dyblik: - Mój bohater to Przodownik. Zwykły robotnik z Huty im. Lenina. Alkoholik. Jak zagrać pijanego? - Oczekiwania reżysera były niezwykle subtelne. Po raz kolejny przekonałem się, że u Smarzowskiego nie ma łatwych scen. Nawet nakręcenie sceny, w której budzę się w hotelu robotniczym i szukam flaszki, zajęło chwilę. Jako aktor czułem się przy Wojtku bezpiecznie. Wynika to choćby z faktu, że robi filmy z kolegami. Nawet, jeśli ktoś gra u niego po raz pierwszy, później staje się jego kumplem. To już kolejny film Smarzowskiego, w którym pan zagrał. Czy współpraca z tym reżyserem pomogła panu w karierze? - Tak, ale nie podchodzę do tego w ten sposób. Momenty, kiedy pracujemy z Wojtkiem są dla mnie rodzajem święta. Jest pan pogodzony z tym, że Dyblikowi daje się małe, wyraziste role? - W pytaniu wyczuwam, że jest w