Twórczość Jerzego {#os#1115}Jarockiego{/#} od kilku lat wykazuje pewną regularność, co drugie przedstawienie okazuje się rewelacją. {#re#9323}"Portret"{/#} był świetnym przedstawieniem, {#re#28079}"Słuchaj, Izraelu"{/#}, raczej nieudanym. Teraz po {#re#19557}"Ślubie"{/#}, który okrzyknięto najlepszą inscenizacją ubiegłego roku, "Sen srebrny Salomei" {#au#126}Słowackiego{/#} okazał się niestety dość dziwną hybrydą zmontowaną z dziwnych kompromisów. Począwszy od metaforycznych skrótów, znanych z przedstawień Jerzego {#os#1241}Grzegorzewskiego{/#} oraz Kazimierz {#os#1119}Wiśniak{/#}, który lubi zabawę nieco "oleodrukową" opisowością. Niestety na scenie nie udało się pogodzić tych dwóch sposobów scenograficznego myślenia, ani też połączyć ich z ideą reżysera. Zresztą ta ostatnia też nie okazała się zupełnie jasna. Jerzy Jarocki, który znany jest z tego, że ma dar przerabiania "materiału dramatycznego" na prawd
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 243