"Turandot" w reż. Mariusza Trelińskiego w Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
Przestawienie "Turandot" w Operze Narodowej w Warszawie trzeba uznać za ze wszech miar znakomite. Tak się dzieje wówczas, gdy do doskonałej realizacji muzycznej dokłada się oryginalna inscenizacja teatralna. Przy produkcji opery Giacoma Pucciniego reżyser Mariusz Treliński świadomie zrezygnował z całej spaghetti-chińszczyzny, którą od lat karmi się publiczność operowa, i przeniósł akcję w wymiar jak najbardziej realnego, choć trudniejszego do zdefiniowania układu kobiety i mężczyzny. Gdy między ludźmi rodzi się prawdziwa miłość, konfrontacja płci nabiera charakteru transcendentnego, wyzwalają się olbrzymie siły emocjonalne, pocałunek zaś jest równie piękny jak śmierć z miłości. Dyrygent Carlo Montanaro przelał osobistą energię w ogromny aparat wykonawców, a późnoromantyczna muzyka zabrzmiała pełnym blaskiem. Słowo o wykonawcach. Od wielu lat nieobecny na scenie 81-letni tenor Kazimierz Pustelak zjawiskowo wykreował postać starego ce