"Słoneczni chłopcy" w reż. Macieja Wojtyszki w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Dobrze, że w repertuarach teatralnych można ostatnio spotkać przedstawienia, w których jest mowa o starości. I to postrzeganej z różnych perspektyw - w tym także w ujęciu humorystycznym. I dobrze, że role bohaterów grają w nich nie młodzi udający starych, lecz starsi wiekiem aktorzy. Publiczność wreszcie ma możliwość porównania rzemiosła aktorskiego nabytego jeszcze w czasach, kiedy na scenie liczył się profesjonalizm z dzisiejszymi umiejętnościami młodych aktorów. Różnice są tak ogromne, że aż przykro o tym mówić. Wyrazistość granej postaci, metamorfoza, której podlega w miarę rozwoju wydarzeń, komunikatywność przekazu - wszystko to zdaje się już dziś należeć do przeszłości. Jedyna nadzieja w tym, że są jeszcze wybitni aktorzy prezentujący wysokiej klasy poziom aktorstwa, będący prawdziwą sztuką artyzmu. To prawda, że nie każdy tekst stwarza takie możliwości. "Słoneczni chłopcy" Neila Simona to niewygórowana intelektualn