Doktor Judym zszedł z kart powieści Żeromskiego, aby stać się dla kilku generacji nie tylko wcieleniem społecznika o najwyższych kwalifikacjach moralnych, ale wysublimowanej idei służby społecznej i szeroko pojętego humanizmu. I właściwie jest coś zadziwiającego w tym ustawicznym poszukiwaniu Judymów w naszej zracjonalizowanej współczesności, tak już dalekiej od egzaltacji z jaką przyjęto "Ludzi bezdomnych" przed siedemdziesięciu z górą laty. Zwłaszcza, że niewielu bohaterów powieściowych, przy całym szacunku dla ich postawy moralnej, doczekało się tak krytycznej oceny swego postępowania. Dialog z Judymem nadal trwa. Ongiś rozdzierała serca scena powieści, w której Judym żegna się na zawsze z narzeczoną Joasią: "Ja nie mogę mieć ani matki, ani ojca, ani żony, ani nic co bym do serca przycisnął... Muszę być sam jeden...". Dzisiejsi rówieśnicy doktora - społecznika nie rozumieją owego uroczystego pogrzebu miłości. Taka ofiara życia
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Robotnicza, nr 110