Jubileuszowe przedstawienia należy lepiej przemyśleć. Dobrać repertuar podkreślający świetność dawnych osiągnięć, a nie dzisiejszą miałkość i chodzenie na łatwiznę - o "Chwilach słabości" w reż. Marcina Sosnowskiego w Teatrze Ateneum pisze Ewa Hevelke z Nowej Siły Krytycznej.
Jubileusz ma być w zamierzeniu podsumowaniem pewnego etapu. Jeżeli świętuje się rocznicę 40-lecia pracy artystycznej i ma się w dorobku role Lady Makbet, Ofelii, Iwony, Ubicy, Kasi z "Poskromienia złośnicy" czy Ady z "Lekkomyślnej siostry" Perzyńskiego, a w ramach jubileuszu pokazuje "Chwile słabości", to coś zaczyna bardzo zgrzytać. Co? Przede wszystkim zęby. Donald Churchill, specjalista od scenariuszy seriali z BBC, spisał wydumany dramat klas średnich dla mało wymagających odbiorców. Miały być dowcipnie opowiedziane perypetie byłego małżeństwa, które chociaż zaangażowane w nowe związki, wciąż coś do siebie czuje. Miało być o tym, że od nienawiści do miłości jest bardzo blisko, że stara miłość nie rdzewieje, że można się kochać i nie móc na siebie patrzeć jednocześnie. W Teatrze Ateneum zaś przedstawiono polsatowską opowiastkę z godziny 20.00. Marcin Sosnowski, reżyser przedstawienia, nie bardzo chyba potrafił podjąć decyzj