Chciałbym czuć się tak za każdym razem wychodząc z teatru, czy miałbym lat sześć, czy sześćdziesiąt - o spektaklach "Ziemianie" Jarosława Murawskiego w reż. Leny Frankiewicz we Wrocławskim Teatrze Lalek oraz "lovebook" w reż. Michała Siegoczyńskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi pisze Adam Karol Drozdowski, członek Komisji Artystycznej XXIV Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Polski teatr nie od dziś toczy choroba zapożyczania języka medialnej publicystyki, ale utwierdza się we mnie przekonanie, że w ostatnich latach jej objawy niebezpiecznie się nasilają. Wraz ze wzrostem pogardliwego stosunku do rozmówców, przeciwników ideologicznych czy całych grup społecznych, wyrażanego w środkach masowego przekazu, teatr również zaczyna karmić się pogardą, o dziwo nie tylko już w tzw. nurcie krytycznym, ale i coraz częściej w realizacjach na pozór wolnych od polityki czy kwestii światopoglądowych. Spektakle, nawet stricte rozrywkowe, ba!, niekiedy i dziecięce, zamiast szukać zrozumienia dla skrajnych postaw i budować płaszczyznę potencjalnego dialogu, wymierzone są przeciw: przeciw narodowcom albo lewicy, przeciw mieszczańskiemu albo hipsterskiemu widzowi, etc., etc. Widownia jest nieustannie, nawet jeśli podświadomie, antagonizowana. Wobec tego szczególną przyjemność sprawiły mi ostatnio dwa spektakle biegunowo różne, jak ró�