Na ostatnią przedwakacyjną premierę w stołecznym Teatrze Wielkim czekano z wyjątkowym zainteresowaniem. Choć Aida według libretta jest tylko niewolnicą, to jednak samo dzieło Verdiego nazywane bywa królową oper. Ci jednak, którzy spodziewali się ujrzeć wielkie widowisko w starym stylu, zapewne wyszli z teatru rozczarowani. Twórcy najnowszej inscenizacji zaproponowali bowiem inną wersję arcydzieła Giuseppe Verdiego. Bez wielkiego przepychu, który narzuca samo dzieło, ale i którym obrosła "Aida" w dotychczasowej tradycji scenicznej. Jednak sam kompozytor nie był do końca przekonany, iż "Aida" ma porażać widza swą monumentalnością. Jest tu przecież ogromny dramat namiętności, wnikliwie przeprowadzony (także muzycznie) rysunek postaci, subtelność i liryzm - te wszystkie elementy, które w gruncie rzeczy najlepiej charakteryzują geniusz Verdiego. Skupienie się na tym drugim obliczu "Aidy" nie oznacza, iż oglądamy na warszawskiej scenie ubogą wersj
Tytuł oryginalny
Dwie Aidy
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 4