TELEWIZYJNY sprawozdawca "Trybuny Ludu", Ryszard Kosiński, nazwał tę sztukę "komedią liryczną". Można i tak. Faktycznie bowiem mamy tu trochę ładnych, sentymentalnych, chwilami wzruszających momentów. Przypomnijmy choćby jak czarująca szewcowa (Magdalena Zawadzka) wzdycha za mężem. Jak obelka jego nieobecną postać w tęsknoty złote malowidła. Jak pełna wdzięku jest ta małżeńska pokuta. Ale przecież to trwa stosunkowo krótko. Zbyt krótko, abyśmy zapomnieli, gdzie tkwi istota rzeczy. Jak zwykle w sztuce, jak zazwyczaj w życiu sedno sprawy tkwi na początku i na końcu przedstawienia. Czarująca szewcowa... Nie, stanowczo te słowa trzeba wziąć w cudzysłów. O, tak będzie lepiej: "czarująca szewcowa". ... Przecież ta baba robi piekło w domu. I to bez żadnego realnego powodu. Ot, zmienność nastrojów; jak pisał Ignacy Krasicki: "Gusta kobiet, pogody wiosenne..." Mąż ma wszystkiego dość. Ucieka z domu. Aha, teraz przyjdzie czas opamiętania się
Tytuł oryginalny
Dwa teatry w jednym tygodniu
Źródło:
Materiał nadesłany
Kierunki nr 11