"Medeę" Jana Parandowskiego skonfrontowano w jednym przedstawieniu z "Medeą" Eurypidesa. Nie będzie w tym nic ubliżającego dla naszego znakomitego pisarza, jeżeli się powie, że takie zestawienie jest bardzo ryzykowne i niebezpieczne, choćby jego "Medea" odznaczała się - i tak jest istotnie - wybitnymi walorami. Chyba że teatr postara się o to, aby pognębić Eurypidesa... Nie sądzę, by Teatr Polski świadomie podjął taki chytry plan. Ale tak to stało się na scenie. "Medea" Eurypidesa wypadła blado pod względem aktorskim i płasko pod względem reżyserskim. Trudno w tym przedstawieniu doszukać się jakiejś zasadniczej myśli przewodniej. Tragedię mocno skrócono, aby pokazać po prostu samą akcję mitu w przeróbce Eurypidesa. Jazon, karierowicz, tchórz i oportunista rzuca swą żonę Medeę, której wszystko w przeszłości zawdzięczał, ale dziś już niepotrzebna, aby poślubić - znowu dla kariery - córkę króla Kreona. Med
Tytuł oryginalny
Dwa razy Medea
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 5