Dwukrotnie odwoływano premierę "Don Carlosa" w Teatrze Wielkim w Warszawie. Pierwotnie planowany na zakończenie minionego sezonu spektakl odbył się wreszcie w niedzielę. A nie powinien. Doskonale rozumiem, że tekst na podstawie dramatu Friedricha Schillera stawia przed realizatorami niecodzienne wyzwanie. Jest archetypiczną wręcz opowieścią o walce o władzę, próbach zatrzymania młodości za wszelką cenę, miłości i poświęceniu. To wszystko jednak na scenie nie zrobi się samo, tym bardziej że i libretto, i strona muzyczna opery Verdiego nie przekonują psychologicznie. Postaci (z wyjątkiem króla Filipa i księżnej Eboli) są, tu mało wiarygodne i raczej mdłe. Święta do obrzydliwości Elżbieta de Valois, niewyraźny Carlos i nieludzko szlachetny markiz Posa to bohaterowie trudni. Aby uchwycić prawdziwy sens opowieści o "skradzionej" własnemu synowi narzeczonej i nie popaść w nudę, trzeba wytrawnego reżysera, który tekst przeczyta, a potem znajdzie
Tytuł oryginalny
Dwa jasne punkty
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie nr 250