Dom Wyspiańskiego, choć jego zasada nie była zawiła, stał jednak w kraju i w mieście, gdzie bardzo źle pasował. Na sceny wchodzili brutaliści, przemawianie wierszem stawało się na dobre anachronizmem, dla skojarzeń narodowych wiązanych z nazwiskiem Wyspiańskiego czas był jak najgorszy. W kończącym się właśnie Roku Stanisława Wyspiańskiego Tygodnik Powszechny publikuje esej Małgorzaty Dziewulskiej, ukazujący, jak z wizją tego twórcy mierzył się inny genialny artysta teatru: Jerzy Grzegorzewski.
Wyspiański w oczach Jerzego Grzegorzewskiego W Wyspiańskim widzimy rozdwojenie na genialnego reformatora teatru i młodopolskiego poetę. Człowiek teatru ma na myśli kolosalną wyobraźnię, która potrafiła przenieść w XX wiek teatr romantyków i nadać mu formę zdumiewającą, do dziś zbyt radykalną. Człowiek liter, czuły na jakość języka, dostrzega tekst, który ma w tym uniwersum tyle znaczenia, co libretto w operze. Kiedy Jerzy Grzegorzewski w 1997 r. rozpoczynał swoją dyrekcję w Teatrze Narodowym w Warszawie, nazwał go Domem Wyspiańskiego. Dwa lata później w tym Domu Wyspiańskiego Jerzy Trela zagrał Samuela w "Sędziach" [na zdjeciu], a w przedstawieniu tej sztuki brał udział po raz czwarty. Pierwszy i drugi raz grał Samuela w dyplomowym przedstawieniu krakowskiej PWST i w telewizji. Trzeci raz - Natana w filmie Swinarskiego. Grał również w "Legendzie", grał Konrada w "Wyzwoleniu" Swinarskiego, Starego Wiarusa w "Warszawiance" Henryka Tomaszewskie