"Udając ofiarę" w reż.Andrzeja Bubienia w Teatrze Ludowym w Krakowie.Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Jak prędko woda robi się nudna? Ach, cóż za pytanie! Jaki dylemat! Na przykład: chcesz się wykazać, przed powrotem żony z pracy podłogę w kuchni myjesz, kot zdumiony na parapecie, ty na czworakach, nagle puk i chlup, bo niechcący kolanem w wiadra. Podnosisz się i tysięczny raz pojmujesz sekret starego cudu Jezusa - szedł dzielnie, bez lęku, gdyż płytko było. Trzeba umieć wybierać jeziora. Tak krzyczysz, rzucając szmatą. Ciąg dalszy - oczywisty. Wyjście, piwo razy pięć, powrót. I co? I nawet nie zauważasz, że w pięć minut ścierasz "wsjo". Pięć minut? Piękny wynik - nuda się w nim nie mieści. W przedstawieniu "Udając ofiarę" woda męczy scenę przez godzinę i czterdzieści pięć minut, jeśli dobrze liczę. Tyle trwa brodzik, którego nie da się nie zauważyć. Przebrani za majtków floty czarnomorskiej techniczni wciąż na scenę wpychają, bądź z niej wypychają, by tak rzec mądrze, mansjony. Wpychają? Wypychają? Wygląda to tak, jakby h