Od dłuższego już czasu zastanawiam się - czyżby krytyka teatru telewizji weszła u nas w nałóg? Faktem jest, że zarówno telewidzowie, jak i krytycy nie szczędzą uszczypliwości pod adresem pozycji artystycznych, tego do niedawna telewizyjnego tabu programowego; mówi się o przypadkowości i repertuarowej improwizacji, braku dalekosiężnej myśli programowej i skostnieniu form. Sporo w tym wszystkim emocji i sporo przekory, polegającej na chęci szargania niedawnych świętości, gdyby bowiem wyważyć argumenty, okazałoby się, że ani kiedyś nie było tak dobrze, ani teraz nie jest tak źle. Weźmy choćby ostatni tydzień, zwykłą telewizyjną powszedniość programową. Tydzień ze wszystkimi stałymi magazynami i cyklami, z najgłupszym chyba w historii naszej telewizji serialem "Geminus", z transmisjami w Wyścigu Pokoju. Teatr zajmował w owym sprawozdawczym tygodniu niemało miejsca: środa, czwartek, piątek, sobota, niedziela, poniedziałek... Aby nie być
Tytuł oryginalny
Dużo teatru - ale jakiego?
Źródło:
Materiał nadesłany