GOGOLA nazwano kiedyś poetą cieni rosyjskiej rzeczywistości XIX wieku. Do tego nastroju poezji i liryzmu, który zawiera również jedna z najzabawniejszych, ale i najboleśniejszych powieści ubiegłego wieku "Martwe dusze", starał się nawiązać reżyser w jej scenicznej adaptacji w Teatrze Polskim. Realizacje sceniczne dzieł Gogola oscylowały zazwyczaj między nawiązaniem do groteski a interpretacją ujawniającą grozę, ukrytą wśród postaci karykaturalnych i sytuacji zaskakujących, w atmosferze pozornej wyrozumiałości dla ludzkich przywar. Przejawia się to już w samym pomyśle sytuacyjnym "Martwych dusz". Przedmiotem handlu w tym utworze staje się nie żywy człowiek, co było dostatecznie okrutne, i przez jakiś okres w historii usankcjonowane, ale jego "egzystencja" pozagrobowa, przedłużona w tym wypadku nie wyrokiem Opatrzności, lecz przez biurokratyczne przepisy. Kłopoty adaptatorów i reżyserów "Martwych dusz" nie odstraszają teatr
Tytuł oryginalny
Dusze pozostały martwe
Źródło:
Materiał nadesłany
Kierunki nr 23