W poniedziałek, dnia 29 listopada, odtworzono w telewizji z taśmy telerecordingu "Przygodę pana Trapsa" Durrenmatta w reżyserii Konrada Swinarskiego. Oglądany tak spektakl ponownie, ale bez znudzenia, chętnie obejrzałbym go po raz trzeci. Telewizja uchodzi za sztukę ulotną: to, co pokazują to niej dziś, przestaje interesować jutro; to, co pokażą jutro, przestanie interesować pojutrze. Jest w tym twierdzeniu prawda, ale tylko częściowa, bo w telewizji są elementy różne: obok gazety - cyrk, obok cyrku - sztuka. Telewizja potrafi czasem prześcignąć samą siebie, dać widzowi moment zdumienia i dreszczu. I wtedy telewizja przestaje być niewolnicą chwili. Zdarza się to rzadko, ale się czasem zdarza; zdarzyło się to właśnie podczas telewizyjnego spektaklu "Przygody pana Trapsa". "Przygoda pana Trapsa" arcydziełem nie jest; jest tu więcej banałów udających efektowne paradoksy niż myśli. Wynika z niej na przykład, że wszyscy jesteśmy mordercami. Ktoś
Tytuł oryginalny
Durrenmatt i starcy
Źródło:
Materiał nadesłany
Ekran nr 51-52