Zło czające się w mroku ciemnych uliczek podejrzanej dzielnicy niczym nie różni się od tego, które pielęgnowane przez lata dojrzewało w pozornie poukładanym życiu bohaterów - o spektaklu "Sieroty" w reż. Grażyny Kani z Teatru Powszechnego w Warszawie prezentowanym na X Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy pisze Agnieszka Straburzyńska-Glaner z Nowej Siły Krytycznej.
Zaczęło się wielkim BUM! Z absolutnej ciemności, po nagłym włączeniu reflektorów, powoli poczęły ukazywać się przyzwyczajonym do mroku oczom widzów obrazy scenicznego świata "Sierot". Biel ścian i podłogi, surowe wnętrze mieszkania oraz prosty stół udekorowany płatkami róż, świeżo zastawiony do romantycznej kolacji dla dwojga. Elegancko ubrana para rozpoczyna wspólny posiłek. Najważniejszym punktem tego wieczoru nie będzie wino i pocałunki, a stojący przy drzwiach młody chłopak w zakrwawionej koszuli. Od tego momentu rozpoczyna się dochodzenie - dlaczego Liam pojawia się w domu Helen i Danny'ego i co zdarzyło się wcześniej. Proces ten okazuje się żmudny i wyczerpujący nie tylko dla bohaterów, lecz także dla widzów. W toku prowadzonego przez Danny'ego śledztwa wychodzą na jaw niewygodne fakty z życia rodziny. Starania bohaterów, by odtworzyć przebieg wydarzeń, jakie miały miejsce podczas ulicznego zajścia na przedmieściach Londynu, s