EN

29.05.2006 Wersja do druku

Duczyński

Pamiętam go tak: sztywny, wolny krok, nienaturalnie przechylona, ogolona na zapałkę głowa, duży brzuch, laska. Zygmunt wychodzi z teatru i idzie do Piwnicy Kany. Powoli schodzi po schodach. Zygmunt w Piwnicy: rozparty na krześle, jego tubalny śmiech, piwo lub kieliszek wódki, przy stoliku zwykle kilka osób, co jakiś podchodzi ktoś nowy, kto koniecznie chce z nim porozmawiać - Zygmunta Duczyńskiego wspomina Andrzej Skrendo w Pograniczach.

Nie bytem nigdy członkiem zespołu Kany. Nie pracowałem z Zygmuntem jako aktor, a to aktorzy mają z pewnością najwięcej o nim do powiedzenia. Nie znam dobrze historii Kany - jest zbyt długa, abym mógł ją objąć swoją pamięcią. Bardzo niewiele wiem o jego życiu osobistym - tylko tyle, ile mogłem wywnioskować na podstawie kilkunastu zdjęć, które kiedyś u niego oglądałem i które Zygmunt skąpo komentował. Powinienem jednak opowiedzieć o nim - właśnie teraz, gdy już nie ma go wśród nas. Umarł nagle. Wiadomo było, że chorował, ale było tak już od lat. Chyba wszyscy zdążyli się już do tego przyzwyczaić, a Zygmunt mężnie znosił choroby, jakie mu się przydarzały. Choć ostatnio chodził o kuli lub o lasce, nigdy nie myślałem o nim, jako o kimś wymagającym opieki. Nie lubił, kiedy ktoś traktował go jako osobę, która potrzebuje pomocy. Zawsze miałem wrażenie, że jego fizycznie słabości nie miały przystępu do umysłu, że żył twa

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Duczyński

Źródło:

Materiał nadesłany

Pogranicza nr 2

Autor:

Andrzej Skrendo

Data:

29.05.2006