W przeciwieństwie do wielu dzisiejszych dramaturgów teatralnych lub krytyków, Andrzej Wirth dbał o różnorodność, otwartość, ciekawość w swoim instytucie i uwielbiał, gdy jego studentom o coś chodziło, gdy posiadali jakąś pasję - prof. Andrzeja Wirtha wspomina Moritz Rinke, niemiecki dramaturg i pisarz.
Po profesorze Andrzeju Wirthu mogłem się spodziewać, że pojawi się jeszcze niespodziewanie po swojej śmierci. Dwa dni po jego odejściu byłem sam w swoim mieszkaniu, które kiedyś należało do niego. Siedzę w dużym pokoju, który profesor nazywał studiem i słyszę trzask drzwi od łazienki. Sprawdzam, nikogo tam nie ma. Idę do gabinetu, nazywanego przez niego salonem, a tam coś skrzypi. To tu do lat dziewięćdziesiątych, na aksamitnie czerwonym szezlongu profesor przyjmował studentów. Były to słynne audiencje, podczas których mówił o Brechcie czy Gombrowiczu, a także o Fortunie znajdującej się na kopule wieży pałacu Charlottenburg, którą widać było z jego salonu. Bogini ludzkiego losu z rzymskiej mitologii, która stoi na łożysku kulkowym i w zależności od wiatru, ledwie dostrzegalnie się obraca i której podniesiona dłoń w czasie północnego wiatru przypominała profesorowi pozdrowienie Adolfa Hitlera. "Gdy wieje północny wiatr, a Fortuna sto