Z pierwszej edycji festiwalu Actus Humanus zapamiętamy przede wszystkim zmagania pięknej muzyki z zimnem i akustyką. Nawet mistrzowie muzyki dawnej momentami musieli uznać wyższość sił natury. To, że Filip Berkowicz potrafi ściągać artystów z najwyższej półki, wiedzieliśmy już przed festiwalem. Organizatorzy Actus Humanus nie do końca zadbali jednak o warunki, w jakich artyści wykonywali, a słuchacze odbierali muzykę - pisze Borys Kossakowski na portalu Trójmiasto.pl.
"Jak jest zima, to musi być zimno" - można zacytować słynną kwestię z filmu "Miś", odpierając te zarzuty. Ale przecież jest na to rada. Mamy w Gdańsku sale koncertowe, które w grudniu zapewniają lepszy komfort grania i słuchania, niż nieogrzewane kościoły. Choć piękne i dysponujące nierzadko świetną akustyką, nie nadają się na zimowe koncerty. Kiedy ogłoszono pomysł na grudniowy festiwal, osoby związane z organizacją podobnych imprez od razu zwróciły uwagę na ewentualne problemy z niskimi temperaturami. Organizatorzy Actus Humanus nie zapewnili odpowiedniego komfortu słuchaczom, ani artystom. Kłęby pary wodnej buchające z ust wokalistów Ensemble Micrologus stanowiły widok kuriozalny. Choć Patrizia Bovi [na zdjęciu] mogła zachwycać zarówno śpiewem, jak i urodą, ja z mieszaniną przerażenia i fascynacji obserwowałem białe obłoki pojawiające się z każdą wyśpiewaną frazą. Psikusy artystom sprawiały także instrumenty, które nie ch