Teatr Wielki przedstawił premierę "Fedory" Umberto Giordano. Zapomniana opera, zapomnianego w Polsce kompozytora włoskiego z przełomu stuleci, zyskała bardzo dobrą obsadę. Śpiewali moi ulubieni soliści, m.in. Joanna Cortes, Bogumił Morka i Czesław Gałka, dyrygował dynamiczny kapelmistrz Jose Maria Florencio Jr., reżyserował Piotr Szalsza, jeden z bardziej "umuzycznionych" reżyserów. Wszystko było na właściwym poziomie. A jednak przedstawienie mi się nie podobało. Może jest to ten przypadek, jaki zdarzył się podczas nagrań Koncertów brandenburskich Bacha pod batutą Casalsa, kiedy to w orkiestrze zasiedli sami sławni i najbardziej utalentowani muzycy (najmniejszą sławą cieszył się wtedy I. Stern!) W efekcie, zamiast rewelacyjnych płyt, powstały słabe. Niby wszystkie komponenty znakomite, a jednak... Ogólnie, przedstawienie robiło wrażenie niedopracowanego. Również pod względem inscenizacyjnym warszawska "Fedora" nie jest szczytem artyzmu: dekor
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo- Dziennik Katolicki