"Całopalenie" w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Katarzyna Tokarska-Stangret w Teatrze.
Nieczęsto Pawłowi Miśkiewiczowi zdarza się rezygnować ze scenografii. Reżyser ten zdążył nas przyzwyczaić, że przestrzeń w jego spektaklach na ogół tworzy, lub chociaż ujawnia konstrukcję psychiczną postaci. Sceneria "Całopalenia" w ogóle nie wchodzi w takie relacje. Jak umowny szkic zaledwie zarysowuje miejsce, nie nadając mu żadnych indywidualnych cech. Siedzimy na (ustawionej na Dużej Scenie) obrotowej widowni, która po bokach obudowana jest wysokimi blaszanymi osłonkami. Dopiero kiedy zacznie się przesuwać - o trzydzieści, dziewięćdziesiąt czy sto osiemdziesiąt stopni w lewo lub prawo - okaże się, że wydzielają nam one pole widzenia. W niespiesznym rytmie będą ukazywać się kolejne kawałki niemal niezabudowanej przestrzeni. Aktorzy pojawiający się z różnych stron będą zaś za każdym razem wchodzić na scenę jak w kadr. Skonstruowany został jedynie dość wąski pas betonowego stropu, gdzie można się dostać schodami lub wjechać