"Dyskretny urok burżuazji" w reż. Marcina Libera w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.
"Dosyć już, ale nuda. Znamy to na pamięć" - chciałoby się zacytować fragment przedstawienia umieszczony dużymi literami w programie do spektaklu "Dyskretny urok burżuazji". Marcin Liber pożenił film Bunuela z fragmentami dramatów Dario Fo i Franki Rame oraz Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk. I niewiele z tego wynika. Bo jeśli w ten sposób chciał zdyskredytować współczesną burżuazję, to trafił jak kulą w płot. Bo w Polsce nie mamy burżuazji, co najwyżej klasę średnią i to też raczej w powijakach. Jeśli chciał uderzyć w mieszczański Poznań, to zdecydował się na zbyt wielki kaliber. Reżyser postawił na głośne - oscarowo-noblowskie nazwiska, tylko nie bardzo wiem, o czym chce rozmawiać z widzem. O tym, że język, jakim posługiwała się resztówka francuskiej burżuazji na przełomie lat 60. i 70 ubiegłego stulecia we Francji, był pusty, jałowy, nic nie znaczył? O zagrożeniu terroryzmem? Po pierwszym monologu (Dorota Abbe) i pierw