Najgłośniejszym ostatnio spektaklem teatralnym Warszawy jest "Drzewo" Wiesława Myśliwskiego. Lepiej zresztą byłoby powiedzieć, że głośnym i dyskutowanym w wąskim kręgu miłośników literatury i teatru, bo "cała Warszawa" nie biegnie jakoś na ulicę Karasia, aby obejrzeć inscenizację Kazimierza Dejmka. Kolejki po bilety nie ustawiają się od bladego świtu, jak to miało miejsce w przypadku np. "Cyda", "Hemara" czy "Mistrza i Małgorzaty". "Cała Warszawa" jest snobistyczna, a przypięta Myśliwskiemu etykietka "pisarz nurtu chłopskiego" ma słabą moc przyciągania stołecznej publiczności. Jest to oczywiście paradoksalne, zważywszy, że ogromna większość dzisiejszych warszawiaków to ludność napływowa, przybysze z najróżniejszych stron kraju, w tym także z zabitych deskami - wiosek. Ale takie są fakty. I nie należy się specjalnie dziwić - świeżo kreowani mieszkańcy wielkich miast chętnie i bez żalu zapominają o rodzinnej wiosce. I nie lubią, k
Tytuł oryginalny
Drzewo czyli uniwersum w opłotkach
Źródło:
Materiał nadesłany
"Tygodnik Polski" nr 27