Śnieżny wieczór. Pegaz strojny w białą powłokę. A w teatrze - ciepły czar wspomnień. Jubileusz Drzewieckiego. O dziwo, bez drętwych przemówień o trzydziestu latach choreograficznej działalności. Wskrzeszeniem dawnych realizacji (1970, 75 i 83) rzucono Drzewieckiemu wyzwanie. Zwyciężył bezapelacyjnie. Drzewiecki mówił o archetypach, o mitach. Przekonującą mnie całość z tzw. kluczem ułożył z muzyki odległej od siebie ideowo, gatunkowo, stylistycznie. Etiudę b-moll Szymanowskiego pomyślał może jako etiudę taneczną. O bliskości i oddaleniu. Duchowych i cielesnych. O syntezie i rozłączności. W delikatnie łososiowych barwach i eterycznie zwiewnych szatach. Etiuda stała się uwerturą. Wprowadzeniem w mityczną historię Adama i Ewy, Kaina i Abla ("Odwieczne pieśni" Karłowicza) i w mitologię seksualnego demonizmu rodem z fin de siecle'u w bartokowskim "Cudownym mandarynie". Lecz akcja - obecna i czytelna nie przysłaniała wizjonerstwa cz
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Poznańska" nr 273