Dobre wystawienie największą radością dramatopisarza. Prawda, że tak jest? Piszemy w pocie i łzach po to, by później te łzy ocierać ze wzruszenia, gdy jakiś arcymistrz weźmie dzieło w obroty i zrobi z niego arcydzieło. Czego można pragnąć więcej do szczęścia? - pisze w felietonie dla e-teatru Malina Prześluga
Otóż można, kilku rzeczy. Po pierwsze - niespodzianki. Wszyscy kochamy niespodzianki, radość jest zatem podwójna, gdy wystawienie naszej sztuki będzie dla nas niespodzianką, utrzymaną w tajemnicy nie tylko do samej premiery, ale dłużej - na zawsze! Po drugie - zdarzyło się wam, dramatopisarze, którzy pewnie właśnie zaczynacie mi zazdrościć, żeby na premierę waszej sztuki przyszedł zając w kapeluszu, niebieski dinozaur i Jurek Owsiak we własnej osobie? Po trzecie - cóż to za szczęście, gdy okazuje się, że nasz tekst stał się kamieniem węgielnym pod nowy obszar teatru - przestrzeń wirtualną. I oto przypadkiem odkrywamy, że jest coś takiego jak drugie życie, czyli Second Life, w którym to jest coś takiego jak teatr, czyli Teatr Morfina, który robi coś takiego jak spektakl, czyli... no właśnie - co? Mój monodram "Stephanie Moles dziś rano zabiła swojego męża, a potem odpiłowała mu prawą dłoń" doczekał się premiery w wirtual