Wraca na scenę po siedmiu latach nie tyle przecież sama sztuka, ile przede wszystkim znakomite i pamiętne przedstawienie, które renomę sztuki ufundowało w swoim czasie decydująco. Wraca to przedstawienie - po siedmiu latach - w pełnym blasku i bodaj jeszcze świetniejsze. Wypadek rzadki. Wraca więc "Kondukt" Bohdana Drozdowskiego w kształcie scenicznym, który ustalił Jerzy Krasowski. I tym razem jest to "Kondukt" wzięty solo: szczęśliwie nie ożeniony w spektaklu ani z "Klatką", jak to miało miejsce poprzednio w inscenizacji nowohuckiej, ani - nader szczęśliwie! - z żadnym innym utworem tegoż autora. Przedstawienie jest zatem krótkie, ale smaczne. Wiadomo bowiem od dawna, że w dorobku dramatycznym Drozdowskiego liczy się naprawdę tylko "Kondukt" - w tym dorobku dzieło osobne. Tę wyjątkowość nietrudno sobie wytłumaczyć, choć tłumaczenie może się wydać paradoksalne. Sądzę, że "Kondukt" właśnie udał się Drozdowskiemu sto
Tytuł oryginalny
Drugi Kondukt Krasowskiego
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 4