"Zbrodnia i kara" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Po tym, jak zabił lichwiarkę i jej siostrę, Lizawietę, miasto zaczęło uparcie wchodzić do jego głowy. Przez oczy, kanałami uszu, nosem, porami skóry, co była już tylko dygotem. Nadpływały smrody, podczołgiwały się ulice, szły domy, zbliżali się ludzie - ich wielkie oczy, ich potężna ciekawość. W dniu, kiedy zabił - skończyła się samotność Raskolnikowa. I tu zaczyna się "Zbrodnia i kara", którą w teatrze Bagatela Waldemar Śmigasiewicz wyreżyserował. Jest duszno. Na scenie, w głowie Raskolnikowa, na dnie tego od zawsze kruchego mózgu - z każdą minutą jest duszniej, ciaśniej, gęściej od lepkich oddechów i coraz bliżej. Dokądkolwiek - najwyżej rzut czapką. Co wygaduję! Znacznie bliżej. Przejście z nory Raskolnikowa do gabinetu śledczego Porfirego (Marek Bogucki) to na scenie Bagateli nie więcej niż marsz z pokoju do kuchni. Wystarczy tylko palcem przesunąć ścianę... Tak, nie wytrzymał kruchy mózg - miasto w głowie Raskolniko