"Starucha" w reż. Igora Gorzkowskiego w Teatrze Ochoty w Warszawie. Pisze Robert Mróz w Teatrakcjach.
Absurd goni absurd, zdania wypowiadane przez bohaterów nie brzmią zbyt sensownie, a żartom i gagom nie widać końca. Jednak z czasem spod pomalowanej jasnymi kolorami powierzchni wypełza mroczna wizja rzeczywistości. Kiedy z zegara bez wskazówek Starucha odczytuje godzinę, z bohaterem i rzeczywistością zaczynają dziać się rzeczy co najmniej dziwne. Sąsiad gubi drewnianą kulkę, co powoduje, że nagle świat mu obojętnieje i jedyne, na co żywiej reaguje, to propozycja napicia się wódki. Inny lokator głośno wyśmiewa się z mieszkającego gdzieś niedaleko domorosłego filozofa, który na to przybiega wzburzony, jednak jedyne, na co go stać, to opowiadanie o swojej wielkości. Nie wiadomo tylko w czym ta wielkość miałaby się objawiać, ponieważ pytania o wybitne dokonania zostają bez odpowiedzi. Dla bohatera nawet wyjście do sklepu staje się niecodziennym wydarzeniem, kiedy spotyka kobietę, która zobaczywszy go, natychmiast się zakochuje. Sytuacja do