Róg ulicy Zmiennej i Chryzantem. Upalne popołudnie. Spokojne, zanurzone w zieleni blokowe osiedle na łódzkich Bałutach. Skwerki, place zabaw, rejonowe gimnazjum, sklep, gabinet weterynaryjny. Niedaleko pętla tramwajowa. Ci, którzy wysiedli na ostatnim przystanku, muszą się trochę cofnąć - idąc kamienistą drogą mijają z jednej strony ogródki działkowe, z drugiej wysoki mur otaczający cmentarz. Po jednej stronie sierpniowe owocobranie, po drugiej cisza - Marta Poniatowska o akcji "Rysunek z pamięci" upamiętniającej Litzamnnstadt Getto (dziś część dzielnicy Bałuty w Łodzi).
Na takim kontrapunkcie - nieustannie pulsującym, migotliwym dialogu pomiędzy tym , co dawne i obecne, stare i młode, wzrastające i odchodzące, pamiętane i zapominane, opowiadane i przemilczane, zbudowana jest cała struktura wydarzenia dokumentalno-teatralnego, jakim jest "Rysunek z pamięci". Widz (Uczestnik? Świadek?) od początku zostaje wpisany we współobecność kilku równoległych rzeczywistości - zestawionych ze sobą w bardzo przewrotny, przenikliwy i precyzyjny sposób "pól semantycznych", które wywołują rodzaj dysonansu, a jednocześnie prowokują do podjęcia konceptualnej gry w odczytywanie sprzecznych znaczeń. Zacieniony skwer wyłożony kocami - a więc piknik, odpoczynek, przyjemność. Ale: koce są szare, jednakowe, mają zgrzebną fakturę - nie dają poczucia bezpieczeństwa, unifikują. Nagrane głosy, fragmenty rozmów, wywiadów, wypowiedzi "świadków historii" dają poczucie wtajemniczenia. Ale kluczowe dla tej opowieści zdaje się być to, "o c