Obecne od lat w teatrze Lupy pytania o istnienie Boga, sens śmierci, tajemnicę miłości, tutaj - wyrażone wprost, słowami rozważań filozofki, improwizacji aktorskich i rozważań samego reżysera - brzmią dziwnie, obco i sztucznie.
Simone Weil fascynował teatr - może dlatego, że w najczystszej postaci wyraża się w nim paradoks, który dostrzegała, obserwując ludzi wokół: "to, co robi wrażenie prawdy, jest prawie na pewno fałszywe, a to co jest prawdziwe, prawie na pewno robi wrażenie fałszu" Weilowski i Diderotowski zarazem paradoks dal niestety o sobie znać w przypadku "Ciała Simone" - drugiej części tryptyku "Persona" w reżyserii Krystiana Lupy. Spektaklu ważnego, niezmiernie odważnego w zamyśle, dotykającego najbardziej złożonej problematyki, w wielu aspektach udanego - a jednak skazanego na niedopełnienie, przynoszącego rozczarowanie odbiorcy oczekującemu zbyt wiele. Jeżeli głębiej zastanowić się, w czym tkwi problem, to wydaje się, że właśnie w samym zamyśle - nie taktyce reżyserskiej czy aktorach. Już "Marilyn" była przedsięwzięciem przekraczającym granice teatru; Lupa wydawał się używać scenicznej przestrzeni i szczątków teatralnej formy jako alc