- Można powiedzieć, że szkoła - tak jak i teatr, jak literatura - jest jak rzeka: niesie wszystko. Trzeba natomiast zabezpieczyć brzegi, żeby nurt się nie rozlał i żeby koryto nie wyschło. A tworząc styl szkoły, tworząc jej metody, trzeba rozumieć, jaki jest kierunek spływania - ku morzu, jakim jest życie, jakim jest teatr - Tadeusza Łomnickiego, w latach 1970-1981 rektora PWST w Warszawie, o uczelnię, metodę, pracę ze studentem pytał (w roku 1975) Edward Wojtaszek.
Edward Wojtaszek: Panie Profesorze, chciałbym zacząć od pytania nurtującego młodych ludzi zamierzających studiować w prowadzonej przez Pana uczelni: czy istnieje coś co można by nazwać dominującą metodą w nauczaniu w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza? Tadeusz Łomnicki: Skomplikowana sprawa. Nie da się wyjaśnić bez zarysowania kontekstu. Przede wszystkim, trzeba sobie zadać pytanie: dla jakiego teatru się kształci? Dla tego, który jest, czy dla tego, który będzie? Trzeba też uwzględnić czas, w którym kształcimy młodzież. Wszystkiego nie obejmiemy, ale postarajmy się uświadomić sobie przynajmniej najważniejsze momenty. Pierwszym jest rozbicie ideału estetycznego w sztuce, czyli pojawienie się nowych, bardzo różnorodnych form w języku teatralnym. To jeszcze nie tak bardzo mąci jasność drogi i metody kształcenia, jak fakt, że w Polsce od 1957 roku weszła nowa siła, która zmienia wszystko, mianowicie: tele