Głupio się do tego przyznać, ale "Kartoteki" Różewicza nie widziałem od siedemnastu lat. Od prapremiery w Sali Prób warszawskiego Teatru Dramatycznego, którą reżyserowała Wanda Laskowska. Ale tamto przedstawienie pamiętam bardzo dobrze. Dekorację Kosińskiego, z warszawskim płotem oklejonym plakatami, uliczną latarnią, ogromnymi, jak je sam Kosiński nazwał, szafoidami repliką obrazu Chagalla. Bohatera grali na zmianę Para i Pak. Tłustą Kobietę Łuczycka. "Kartoteka" wydawała się wtedy czymś bardzo dziwnym. Nie bardzo wiadomo było jak ją przyjąć, jak zaklasyfikować. Przywoływano na pomoc dawne poetyki awangardowe, przede wszystkim surrealizm. Ponieważ w tym samym teatrze kilka miesięcy wcześniej odbyła się pierwsza po wojnie premiera Witkiewicza, wspomniano i o nim. Ale Różewicz nie pasował do nikogo i do niczego. Ani do surrealizmu, ani do Witkacego, ani do Ionesco, ani do Mrożka, ani w ogóle do zaczynającego się wówczas ks
Tytuł oryginalny
Drezdeńska Kartoteka
Źródło:
Materiał nadesłany
Literatura