W "Chatce Żaka" pachniało jak w cerkwi. Nad widownią snuł się siwy dym z kadzidła. Akordeon smęcił jedną z tych melodii "wszechruskich", które zna całe pogranicze polsko-ruskie od Sanoka do Sejn. Zaczynał się "Turlajgroszek" teatru Wierszalin, jedno z najmodniejszych przedstawień ostatnich lat. Wierszalin nie czerpie z głębin kultury ludowej, a jedynie z jej powierzchniowej piany. Melodie z przedstawienia pojawiły się na pograniczu, kiedy tradycyjna wiejska wspólnota się rozpadła. Sceniczne typy przypominają bardziej chłopów-robotników dojeżdżających do roboty w Białymstoku, niż chłopów. Jakiś order na piersi brodatego batiuszki, kolejowy mundur i oficerki. Także język spektaklu jest językiem zdegradowanym. Nie jest to język białoruskich chłopów, o których folklorze Michał Fedrowski pisał, że należy do najbogatszych w Europie. Język, którym mówią aktorzy Wierszalina jest językiem dzieci tych chłopów, które nie nauczyły się już m
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Gazeta w Lublinie nr 286