WSZYSTKO się w dzisiejszych czasach wymieszało. Dobro, zło, serio, buffo... Pierrot, Arlekin i Kolombina już nie bawią. Starość nie rozumie młodości. Młodości starość nie obchodzi. Jednoaktówka "Kram Karoliny" Michela de Ghelderode'a wyrasta trochę z nostalgii, a równocześnie wiele w niej współczesnego okrucieństwa. Niby wszystko wydarza się lekko, nawet zabawnie, a w gruncie rzeczy wszystko jest koślawe i okrutne. Spektakl w Piwnicy przy ulicy Sławkowskiej toczy się w dziwnej, postmodernistycznej scenerii. Krzycząco niebieskie wykładziny i obicia. Na nich porozstawiane lampy w fantazyjnych "kwiatowych" osłonach. Gdy widzowie wchodzą na salę, jest już w niej trójka aktorów, bardzo dekoracyjnie ubrana. Siedzą przy ścianie, a naprzeciw nich ustawiony jest karabin maszynowy. To manekiny, ale egzystujące na pograniczu światów. Są w nich iskry życia i pożądania. Zaś niebieskie wnętrze to po prostu jarmarczna strzelnica: "Tutaj
Tytuł oryginalny
Drastyczny bibelot
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Krakowa nr 225