- Moje "dorosłe" historie są połamane, niepełnosprawne, jakby przewróciły się od nadmiaru i nie potrafiły pozbierać po upadku. Do pionu stawia je słowo i język, bardzo rzadko przyczynowo-skutkowość, choć mają swój kierunek i - zaliczając wszystkie zakręty i ślepe uliczki, w końcu trafiają do celu - mówi Malina Prześluga, autorka "Pustostanu" w rozmowie z Kamilą Paradowską.
Kamila Paradowska: Przeczytałam ostatnio taki dowcip: "Wigilia: trzydzieści minut jedzenia, dwa dni zmywania." Myślę, że bardzo pasuje on do Twojej sztuki, która dzieje się przecież w Wigilię. Z tą różnicą, że u Ciebie właściwie nie wiadomo, czy jeszcze świętujemy, czy już zmywamy - oczywiście w sensie metaforycznym, bo rozprawiasz się w niej z emocjami pomiędzy członkami rodziny. Jak udało Ci się uruchomić mechanizm "bezczelnego mówienia sobie prawdy" przy wigilijnym stole? Malina Prześluga: Niepokojąco łatwo. To trochę tak, jak pozwolić mężczyźnie po ciężkim dniu pracy w korpo poluzować krawat, lub - porównanie znacznie mi bliższe - zdjąć ciasny stanik. Dopiero w momencie zdejmowania z siebie czegoś, co nas gniecie, uwiera, dusi, zauważamy, że w ogóle się to robiło, przez cały dzień! I czujemy olbrzymią fizyczną ulgę, choć chwilę wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że w ogóle coś nam doskwiera. Postaci "Pustostanu