- Słowo jest materią poety, pisarza. Dlatego też nie miałabym odwagi powiedzieć, że moją materią działania jest słowo. O słowie coś wie Tadeusz Różewicz, nie sądzę natomiast, żeby wiedzieli dramaturdzy, bo nie szukają istoty tego medium. Raczej traktują je jako narzędzie do przekazywania myśli. Moim medium nie jest słowo, ale teatralność, medialność, akcja - rozmowa z Dorotą Sajewską w Notatniku Teatralnym.
Małgorzata Terlecka-Reksnis: O pozycji i funkcji dramaturga w nowym polskim teatrze dużo się ostatnio teoretyzuje. Zacznijmy więc przekornie od twoich doświadczeń z ponaddwuletniej pracy dramaturga w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Jak ty sama dla siebie określasz swój zawód? Dorota Sajewska: Dramaturgiem Teatru Dramatycznego jestem rzeczywiście od dwóch lat, ale jako dramaturg pracuję od prawie dziesięciu lat. Rola dramaturga obejmuje zatem w moim przypadku dwa pola: mikrokosmosu, czyli tego, co wiąże się z pracą nad konkretnym przedstawieniem i to jest łatwiejsze do określenia, oraz makrokosmosu, czyli pracy instytucji, zespołu ludzi, twórców i wykonawców realizujących dziesiątki przedstawień, projektów i różnych innych pomysłów. I to pole makroskali jest trudne do uchwycenia. Dramaturg w teatrze i dramaturg w przedstawieniu, mimo że nazwa jest ta sama, pracuje w różnych obszarach. A próba łączenia tych dwóch pól rodzi lekkie poczucie schizofr