To przygnębiające, że twórczość najważniejszego obok Mrożka i Gombrowicza polskiego dramaturga II połowy XX w. zeszła na daleki plan. A przecież Różewicz pod wieloma względami w teatrze wyprzedził swój czas - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.
Dramaty Różewicza stały się punktem odniesienia dla nowego pokolenia dramatopisarzy, które debiutowało na początku XXI w. Zbyt pochopnie został wrzucony do szufladki z napisem "teatr absurdu" razem z Beckettem czy Ionesco. Na mojej półce stoją dwa tomy jego dramatów w edycji Wydawnictwa Literackiego. Niebieska obwoluta wyblakła od słońca. Nie pamiętam, kiedy je ostatnio otwierałem. Czy to było przy okazji premiery "Na czworakach" w reż. Kazimierza Kutza w Narodowym w 2001 r.? Czy raczej dwa lata później, kiedy lubelska Kompania Teatr / Provisorium wystawiła "Do piachu"? [na zdjęciu] W każdym razie okazji do ponownej lektury tekstów dramatycznych Różewicza w ostatnich latach nie było zbyt wiele. Wyprzedził swój czas To przygnębiające, że twórczość najważniejszego obok Mrożka i Gombrowicza polskiego dramaturga II połowy XX w. zeszła na daleki plan. A przecież Różewicz pod wieloma względami w teatrze wyprzedził swój czas. Jego konc